Podróże

KOREA POŁUDNIOWA: SPACER I WYCZEKIWANE ZAKUPY

W Korei Południowej, najlepszą porą na spacery jest wieczór. Temperatura spada o kilka stopni, słońce powoli chowa się za chmurką i można wreszcie poczuć delikatny wietrzyk na skórze. Jeśli jednak nie jesteśmy w nastroju na podziwianie pięknych widoków, zawsze możemy wybrać się na zakupy. Każdy sklep ma klimatyzację, więc nie zginiemy.


Ze zdjęć możecie odnieść wrażenie, że nasze miejsce zamieszkania, to taka mała miejscowość (żeby nie powiedzieć wieś). I macie rację, z tym, że nasza „wieś” obfituje w wieżowce. Czasami człowiek czuje się tu jak w centrum metropolii, a nie na obrzeżach miasta.
Na przykład:

Takich budynków jest tu od groma.
Na szczęście jednak otaczają nas góry, więc wystarczy spojrzeć przez ramię czy pod nogi by poczuć magię tego miejsca.

W ten weekend minęło wystarczająco dużo czasu byśmy mogli podsumować nasze dotychczasowe wydatki w Korei Południowej i zdecydować czy chcemy już trochę zaszaleć. Okazało się, że mimo drogiego jedzenia, wciąż spokojnie starczy nam na coś więcej niż podstawowe potrzeby, więc wyruszyliśmy na zakupy. A konkretniej ja i moja przyjaciółka wyruszyłyśmy, a luby robił za tyły… Jak to zwykle bywa, łatwiej coś znaleźć dla kobiet niż dla mężczyzn, szczególnie jeśli w „zakupowej grupie” kobiety są w przewadze…

Oczywiście na pierwszy ogień poszły sklepy kosmetyczne. Nie ukrywam, że sporo się naoglądałam filmów na youtube odnośnie koreańskich kosmetyków (i japońskich). Miałam to szczęście, że przyjaciółka mieszka tu już kilka lat i również preferuje kosmetyki o lepszym jakościowo składzie.

Jednym ze sklepów, które warto odwiedzić w Korei Południowej jest Innisfree. To marka bazująca głównie na składnikach naturalnych pozyskiwanych na wyspie Jeju.
Skusiłam się na dwa produkty:

Pianka oczyszczająca do twarzy z pyłem wulkanicznym z wyspy Jeju– wcześniej miałam możliwość przetestowania pianki (przyjaciółka miała próbki). Dobrze się rozprowadza, ma przyjemną konsystencję, a przede wszystkim skutecznie oczyszcza bez efektu ściągnięcia skóry (luby potwierdza!). Akurat trafiłam na promocję 1+1, więc za dwa produkty zapłaciłam ok. 24 złotych.



Krem wybielający z peelingiem– nie mamy czegoś takiego w Polsce, więc zachęcona opiniami na youtube postanowiłam spróbować. Krem złuszcza martwy naskórek i sprawia, że nasze pachy (czy inne okolice ciała) stają się jaśniejsze. Za krem zapłaciłam ok. 30 złotych.

Następnie wstąpiliśmy do Olive Young (coś w stylu SuperPharm). Tutaj znalazłam maseczki do twarzy, które pokazywałam Wam już wcześniej. Zazwyczaj w opakowaniu znajduje się jedna maseczka, więc ponownie mi się „trafiło”.

Maseczka w płachcie Shrek (ok. 10 zł), maseczka w płachcie Pingwiny z Madagaskaru (ok. 9 zł), maseczka w płachcie MediHeal (ok. 5 zł).

Później trafiliśmy do drogerii Aritaum, która sprzedaje kosmetyki marek własnych.

Pomadka do ust Simple Lady (ok. 27 zł) plus kilka próbek- pomadka szybko zastyga na mat. Jest bardzo trwała. Ma bardzo intensywny kolor, więc należy uważać z ilością. Jeśli chodzi o próbki: są to esencja (wreszcie będę miała możliwość wypróbowania prawdziwej esencji) oraz krem nawilżający.

Weszliśmy też do SkinFood, ale jak na razie nie zdecydowałam się na nic konkretnego. Przyjaciółka kupiła, co potrzebowała, a w gratisie otrzymała płatki kosmetyczne. Dostałam na przetestowanie, zobaczymy jak się sprawdzą.

Na końcu wybraliśmy się do typowego sklepu, gdzie sprzedają produkty po 3, 5 zł etc. Daiso. Można tu znaleźć dosłownie wszystko- to coś w stylu Pepco tylko tańszy.

Plasterki na wypryski Nexcare (ok. 7 zł)- kolejny produkt, którego ze świecą szukać w Polsce.

Naklejki oraz zakładki (ok. 3 zł sztuka)- naklejki kupiliśmy ze względu na jedną postać, czyli koalę; zakładki zachwyciły nas swoją słodkością.

Stempelki (ok. 7 zł)- na prezent.



Szczotka do toalety z Myszką Miki- na razie jej nie kupiliśmy, ale się przyda, więc zapewne wyląduje w naszym koszyku przy następnych zakupach…

Otwieracz w kształcie ust– został w sklepie i raczej nie trafi w nasze ręce, ale stwierdziliśmy, że po prostu musicie go zobaczyć. Czasami Korea Południowa nas przeraża…

Już w innym sklepie krem w słodkich opakowaniach- też został w sklepie, w końcu 20 złotych za taką małą pojemność, to zgroza, ale musicie przyznać, że design wygrywa!

Udaliśmy się również do piekarni Homy Bread i kupiliśmy słodki chleb (ok. 7 złotych). Po tygodniach jedzenia chleba tostowego, ten gagatek, to po prostu niebo w gębie.

I największy sukces zakupów, czyli spodnie (ok. 17 zł). Kupiłam je w jednym ze sklepów przy stacji metro. Są bardzo wygodne i przewiewne. Moje są w kolorze czarnym i przy pasku mają małą kokardkę.
Zdjęcie pochodzi ze sklepu Uniqlo, gdzie cena sięga aż 130 złotych!
Krótko mówiąc, niech żyją prywatne małe sklepiki.

Co zainteresowało Was najbardziej?

Trzymajcie się ciepło,
Irmina