Można powiedzieć, że Korea Południowa, to kraj gór, więc nietrudno o wyprawę obejmującą trekking. Przygotowani na kolejną ciekawą wycieczkę, wyruszyliśmy w drogę by odkryć uroki Apsan Mountain.
Apsan Mountain znajduje się w Daegu Apsan Park – kolejnym z wielu „parków” w Korei Południowej, który rozciąga się hen, hen daleko i oferuje nie tylko piękne widoki i ochronę przed słońcem w upalne dni, ale również siłownie na świeżym powietrzu, liczne szlaki dla wielbicieli trekkingu, zachwycające świątynie i możliwość skorzystania z kolejki górskiej.
Więcej informacji o Daegu Apsan Park znajdziesz tutaj (strona w języku angielskim).
DAEGU APSAN PARK
DOJAZD
Adres: 574-87, Apsansunhwan-ro, Nam-gu, Daegu
Jak tam dotarliśmy: wsiedliśmy w autobus nr 600 i wysiedliśmy na ostatnim przystanku – Apsan Park. Autobus rozpoczyna trasę w Hyeonpung, ale przejeżdża również przez Daegu (np. Daegok Station).
DAEGU APSAN PARK
TREKKING
W parku jest wiele map oraz drogowskazów bez których praktycznie nie wyobrażam sobie wędrówki. Jak możesz zobaczyć na poniższej mapie, teren parku robi wrażenie.

Jeden z drogowskazów, których pełno w parku. Na szczęście przewidziano, że mogą się tu pojawić również turyści.

CISZA I JEJ BRAK
Na początku naszej przygody w Daegu Apsan Park natrafiliśmy na świątynię. Po cichu weszliśmy na podwórko komentując architekturę i spoglądając z ciekawością na kamienny posąg.
Oczywiście, to nasze „po cichu” zostało po chwili zburzone przez grupę Koreańczyków- tutaj nie ma czegoś takiego jak „cisza w świątyni”. Można okazać szacunek na sto różnych sposobów, ale głośne rozmowy, to coś normalnego.


Podczas dalszej wędrówki widzieliśmy różne ciekawe miejsca (ich przeznaczenia nie odkryliśmy do tej pory) i coś w stylu pomników (ale o co chodziło, to nie pytaj, bo napisy były jedynie po koreańsku).
CZOŁGI I INNE TAKIE
Kolejnym ciekawym miejscem, które mieliśmy okazję zobaczyć był Nakdong River Victory Memorial Hall poświęcony wojnie koreańskiej. Znajdziesz tu zarówno „teoretyczną” stronę wojny, czyli informacje dotyczące jej przebiegu, ale również „praktykę” tj. czołgi oraz broń użytą podczas konfliktu.
Oglądając samoloty, pociski i inne eksponaty można odnieść wrażenie, że coś tu się nie zgadza – wszystko wygląda zbyt „miło” w połączeniu z kwitnącymi drzewami – przypadek czy celowy zabieg mający uwznioślić heroizm żołnierzy?… Nie wiem, ale widok czołgu w takim miejscu wywoływał raczej rozbawienie i ciężko było zachować powagę.
Więcej informacji o Nakdong River Victory Memorial Hall znajdziesz tutaj (strona w języku angielskim).
Adres: 456, Apsansunhwan-ro, Nam-gu, Daegu
„LIMUZYNĄ” DO NIEBA
Po długiej wędrówce w trudnych warunkach (stromo i kamieniście), dotarliśmy do kolejki górskiej (Apsan Cablecar). Co ciekawe, mimo że Apsan Mountain, to popularne miejsce dla turystów, podczas „jazdy” opis krajobrazu był w języku koreańskim (z taśmy). Skupiliśmy się więc na podziwianiu gór i uwiecznianiu ich na zdjęciach.
Za przejażdżkę zapłaciliśmy 7,500 wonów od osoby (bilet dla osoby dorosłej).
Początek i koniec trasy
Nasza limuzyna i bilety

Dotarliśmy na górę, więc nadszedł najwyższy czas by w pełni skorzystać z możliwości Apsan Mountain, czyli znaleźć Apsan Observatory – punkt widokowy. Akurat trafiliśmy na zachód słońca, który przepięknie odbijał się od tafli wody (pobliska rzeka) tak jakby gdzieś hen hen daleko była magiczna droga, która doprowadzi nas do nieznanego wyjątkowego miejsca…


Poniżej: szczęśliwa i piekielnie zmęczona:) Wiem, że zdjęcia nie ukazują jak ciężko jest „spacerować” po Daegu Apsan Park, ale uwierz mi, iż szczerze żałowałam, że nie miałam odpowiednich butów. Czasami było naprawdę stromo, szczególnie w drodze powrotnej. Zanim dotarliśmy do kolejki minęło mnóstwo czasu – naszą wędrówkę rozpoczęliśmy rano – a zejście ze szczytu również wiązało się ze sporym wysiłkiem by zwyczajnie nie zlecieć na łeb na szyję.

NIEPLANOWANE „ATRAKCJE”
Wracając do podziwiania widoków… Wyprawa nie mogła się obyć bez dodatkowych „atrakcji”, więc nagle zaczęło grzmieć, a wiadomo, że w górach jak już grzmi, to niesie się takie echo, że aż strach się bać. Wyobraź to sobie: jesteś na szczycie góry, nie ma możliwości kupienia biletu z powrotem (kasa nieczynna), a tu trzeba jeszcze zdążyć zejść przed zmrokiem.
Przyspieszyliśmy tempo. Stromo, stromo i jeszcze raz stromo, a tu za rogiem… kolejna piękna świątynia – Anilsa Temple. W biegu zrobiłam kilka fotek chociaż zaczęło już kropić.
INNE WPISY Z KOREI POŁUDNIOWEJ ZNAJDZIESZ TUTAJ
Ruszyliśmy dalej. W dół i w dół i w dół. Mieliśmy wrażenie, że cały czas drepczemy w tym samym miejscu. Mięśnie nóg zaczęły odmawiać posłuszeństwa, a przystanki na złapanie oddechu jedynie pogarszały sprawę (na zasadzie: o, to zapewne koniec wędrówki, więc możemy sobie już wejść w fazę galaretowatych mięśni), więc zdecydowaliśmy, że lepiej odpoczywać… również idąc.
BO W KOREI MUSI BYĆ SŁODKO
Wreszcie udało nam się zejść. W drodze na autobus natrafiliśmy na jedno z wielu „słodkich miejsc” w Korei dla zakochanych. Z tego, co wyczytaliśmy, to kolejne miejsce kręcenia jakiejś koreańskiej dramy.

Mimo niezmiernego zmęczenia i drżących nóg, byliśmy zadowoleni z naszej wyprawy. Tyle zobaczyć i to w jeden dzień! Chętnie byśmy to powtórzyli tylko w odpowiednich butach… To jest kwestia o której należy pamiętać i teraz już wiemy, że Apsan, to nie przelewki. Owszem, niektóre odcinki szlaków są raczej dla amatorów trekkingu, nie profesjonalistów, ale mimo wszystko – buty są ważne. Nabawiliśmy się dwudniowych zakwasów, więc jeżeli nie chcesz podzielić naszego losu, to szczerze polecam ci zabranie ze sobą sportowego obuwia:)
Lubicie wędrówki po górach?
Trzymajcie się ciepło,
Irmina